Strony

poniedziałek, 15 listopada 2021

KILKA PYTAŃ DO... ANNA M. BRENGOS

 

    Serdecznie zapraszam do przeczytania krótkiej rozmowy z panią Anną M. Brengos. Najnowsza powieść "Noc prawdy"  świętowała swą premierę 27.10. 2021.
W dorobku pani Anny znajdują się następujące powieści: "Scenariusz życia" (2014), "Sami sobie nigdy" (2018), "Prażeńka" (2018), "Nigdy nie będziesz mną" (2019), "Matką już byłam" (2020), "Dzień prawdy" (2021), "Noc prawdy" (2021)
Mam niesamowity zaszczyt zostać patronem medialnym najnowszej powieści. 
Zapraszam...

    Anna M. Brengos - magister wychowania fizycznego z dyplomem menedżerskim i patentem sternika jachtowego.
41 lat pracowała w oświacie z dziećmi i młodzieżą, a także w fundacjach działających na ich rzecz. Obecnie pisze, czyta, piecze torty i żegluje. Na co dzień w Warszawie, gdy rusza kra, przenosi się na pokładzie jachtu "Gratka" na Szlak Wielkich Jezior.
(Źródło: Okładka książki).

* Poznajmy się... Proszę opowiedzieć nam kilka słów o sobie.

Ci z Państwa, którzy czytają ostatnią stronę okładek już wiedzą, że przez długie lata
pracowałam z dziećmi i młodzieżą jako nauczyciel i wychowawca a później na rzecz dzieci w
fundacjach. Teraz jestem szczęśliwą emerytką i jest to najfajniejszy okres w życiu. Wstaję,
kiedy chcę, kładę się, kiedy chcę i robię, co chcę, kiedy chcę i z kim chcę. Przy czym, jak
większość emerytów, na nic nie mam czasu. I tylko jedno mi w tym dobrostanie przeszkadza- ograniczenia wynikające z tego, o czym już nawet mówić się nie chce.

* Jaką literaturę Pani czyta na co dzień? Do jakiego autora jest Pani najbliżej?

Jestem rozdarta. Bowiem albo się pisze, albo się czyta. Nie można pogodzić tych dwóch
czynności w jednym czasie. Mam w planach kilka pozycji z "klasyki gatunku" (nie mylić z
klasyką jako taką), ale ostatnio w ramach obowiązków towarzyskich skupiłam się głównie na
tych pozycjach, które piszą moje koleżanki. Trochę to niezręczne, kiedy się spotykamy na
tagach czy festiwalach i pada sakramentalne: "czytałaś?" a ja miałabym odpowiedzieć "jeszcze
nie". Biorąc pod uwagę, że znam wiele osób piszących i one ciągle coś wydają, więc lektury mi
nie zabraknie przez długie lata.
Co do drugiej części pytania, odniosę się do dawniejszych moich wzorców. Niezmiennie podaję
tu trzy nazwiska: Stanisława Fleszarowa-Muskat i Krystyna Nepomucka jako prekursorki
polskiej literatury kobiecej (pomijam tu Rodziewiczównę, chociaż jako nastolatka pożarłam jej
wszystko, ale nie jest dla mnie wzorem) i Kornel Makuszyński jako mistrz operowania dobrem.
Na nim dorastałam i chciałabym jak Mistrz potrafić na jednej stronie rozrzewnić do łez i
rozśmieszyć do parskania nimi po kartkach.

* Kiedy pani zaczęła pisać i skąd pani czerpie inspiracje do książek?

Od zawsze coś sobie dłubałam "do szuflady". Mam trzy powieści, których świat nie zobaczy, bo
są tak naiwne, że aż nieporadne. I dość późno zdecydowałam, że jednak trzeba te "sztuki dzieła" komuś pokazać. Miałam 52 lata, kiedy nawiązałam pierwsze kontakty wydawnicze.
A inspiracji nie potrafię wskazać jednoznacznie. Jak to mawia moja Pani Redaktor, piszę "z głowy, czyli z niczego". 
Do napisania "Matką już byłam" skłonił mnie artykuł, który przeczytałam.
"Dzień..." i "Noc prawdy" powstały poniekąd na zamówienie: "Weź, napisz coś lżejszego, bo ty ciągle o tych patologiach", no to napisałam. 
Przyznam szczerze, że sama musiałam odpocząć od trudnych tematów. Przy powieści, która właśnie powstaje, zadecydowała przekora. Nie po raz pierwszy, bo była motorem napędowym również dla mojej debiutanckiej powieści "Scenariusz z życia" (na marginesie, spodziewajcie się Państwo wznowienia).

* Od premiery najnowszej Pani książki minął już pewien czas. Jakie emocje towarzyszyły Pani
w okolicach premiery, a jak one wyglądają dziś? Jak zmieniło się (o ile to się stało) podejście do
tej historii, napisałaby Pani ją tak samo czy coś zmieniła?

Emocje związane z premierą miotały maną dość silne, ale nie z powodu "radosnego oczekiwania" albo obaw przed jej przyjęciem. Byłam rozczarowana, smutna i zła, że nie mogę świętować premiery wspólnie z Przyjaciółmi i Czytelnikami. Zwykle, kiedy wychodzi moja nowa książka, organizuję jakieś miłe spotkanie, na które przybywa kilkadziesiąt osób, opowiadam o nowości, podpisuję książki, gadamy, śmiejemy się, coś zjemy, coś wypijemy, porobimy focie.
A tu...
Żal.
Jeśli chodzi o historię opisaną w powieści, to jest z tym tak jak z wychowankami – zrobiłam, co
mogłam, a teraz żyją własnym życiem.

* Czy mając koncepcję na książkę, zmienia Pani w trakcie pisania losy bohaterów bądź zakończenie książki, mimo że na początku miała Pani inny zamysł?

Zwykle jest tak, że wiem, o czym powieść będzie i znam jej zakończenie. W trakcie pisania
muszę tylko wypełnić czymś środek. Dotychczas tylko w jednym przypadku zakończenie samo mi się przyspieszyło i przybrało nieco inną formę niż założona na wstępie. Było tak przy okazji
"Nigdy nie będziesz mną". Początkowo Karolina w wieku około 13 lat miała.... No nie zdradzę, co miała zrobić ;)
Ale często zdarza mi się, że bohaterowie robią, co chcą. Raptem do powieści wchodzi nowy, nieplanowany gość albo główna postać dokonuje jakiejś wolty. Lubię, kiedy tak mnie zaskakują.

* Czy zdarzało się Pani przeżyć jakieś zdarzenie zawarte w Pani książkach, po ich napisaniu, i
odwrotnie - czy zdarzenia zapisane w książkach są też Pani wspomnieniami/doświadczeniami z
przeszłości?

Pod względem adaptacji "tego co w życiu" na karty powieści wszelkie rekordy pobiła "historyczna" część "Prażeńki". Jest to powieść oparta o opowiadania mojej Mamy i Babci o tamtych czasach, tamtych miejscach i tamtych ludziach. 
Żeby oddzielić fikcję od prawdy, musielibyśmy usiąść ramię w ramię i strona po stronie sczytywać każde zdanie: to prawdziwe, to zmyślone. W pozostałych powieściach już tak wiele z życia nie podkradłam do opisywanych historii.
Jak to często zaznaczałam we wcześniejszych wypowiedziach, w moich powieściach to się wydarzyło naprawdę, co jest najmniej prawdopodobne. Marcie ze "Scenariusza z życia" użyczyłam mojego skoku ze spadochronem i łamania strzały, tylko ja w przeciwieństwie do niej swoją łamałam gardłem (nie próbujcie sami!). "Ona" z "Sami sobie nigdy" przeszła mój zabieg na serduchu. To właśnie tak wygląda- lekarz grzebie ci w sercu, a ty, człowieku, możesz wrzeszczeć z bólu albo dowcipkować. Tyle, jeśli chodzi o wykorzystanie w książce tego, co w życiu. No, może jeszcze kilka drobiazgów...
A w odwrotną stronę, to w "Samych sobie..." opisałam rowerek dziecka. Szłyśmy w Ząbkowicach Śląskich na spotkanie z Czytelnikami i przed sklepem zobaczyłam właśnie taki jak w powieści. Aż się zatrzymałam, żeby ochłonąć z zaskoczenia.

* Czy w Pani życiu pojawiły się momenty takiego wyczerpania, że miała Pani ochotę rzucić to
wszystko?

Rzucałam wszystko, choć niekoniecznie z wyczerpania.
W wieku 51 lat odeszłam z pracy donikąd, nie mając żadnych widoków na zatrudnienie gdziekolwiek. Wszyscy znajomi uznali, że zwariowałam i powinnam się zastanowić.
Zastanowiłam się. Prawdopodobnie już bym nie żyła, gdybym została w tamtym miejscu. Zawsze byłoby coś ważniejszego niż zdrowie. Miałam całą walizkę dyplomów i świadectw, więc propozycję zatrudnienia dostałam w każdym miejscu, do którego się skierowałam.
A teraz o wyczerpaniu. Zarówno sport jak i codzienne życiowe przeszkody nauczyły mnie, że są sytuacje, w których trzeba zacisnąć zęby i robić swoje wylewając krew, pot i łzy. Czasem nie ma
innego wyjścia, tylko ciągnąć wózek, żeby on nas nie pociągnął.
Ale w innych sytuacjach wyznaję zasadę "Love it, change it, or leave it". Jeśli czegoś nie mogę pokochać ani zmienić, poważnie rozważam porzucenie.

* Przeczytałam ostatnio takie słowa "Nie klasyfikuj mnie, czytaj mnie. Jestem pisarzem, nie
gatunkiem". 
Czy klasyfikowanie literatury, szufladkowanie, co komu ma się podobać, jest
według Pani krzywdzące dla pisarza? 
Czy Panią jakoś dotknęły takie podziały, np. usłyszała Pani od mężczyzny "no może bym przeczytał Twoją książkę, ale to babska powieść, więc nie dla mnie, bo nie wypada"?

Jeśli mężczyzna nie robi/czyta czegoś, bo jest niemęskie, to znaczy, że ma problemy z
poczuciem własnej męskości. Ktoś, kto wie, że jest męski, nigdy nie będzie się z tego powodu wystrzegał babskich kolorów, babskiej literatury, czy babskich czynności. To oczywiście nie oznacza, że prawdziwi mężczyźni będą chodzić w szpilkach (są niewygodne), ale spokojnie sięgną po romans, szydełko, czy zmywanie garów.
Jeśli chodzi o szufladkowanie, to myślę, że Czytelnikowi łatwiej jest dokonać wyboru lektury, jeśli wie, czego się spodziewać między okładkami. Czyli zakwalifikowanie powieści to tego czy innego gatunku głównie temu powinno służyć. I oddzielmy tu książkę od autora. Oczywiście są tacy, którzy dobrze czują się w jednym i zawsze tym samym klimacie. Trudno wówczas unikać jednoznacznego określenia: to "kryminalista", to "fantastyk", a to "romasowiec". Ale to nie oznacza, że jeden gatunek, jest lepszy od innego. "O gustach się nie dyskutuje" i nie widzę powodu, dlaczego mielibyśmy stygmatyzować kogoś, kto czyta "romansidła". 
Jeśli ktoś twierdzi, że piszę literaturę "dla kucharek" niczym mi nie ubliża. Kucharki też czytają, często więcej niż pozostałe grupy zawodowe i im też się coś specjalnego od pisarzy należy. 
Natomiast, jeśli istnieje jakikolwiek powód, dla którego ktoś zakłada, że nie przeczyta mojej książki, to nie pozostaje mi nic innego, jak to uszanować. Uważam, że moje książki są dla wszystkich, ale to
nie oznacza, że wszyscy muszą je przeczytać.

* Jest wiele nowości na rynku. Gdyby Pani mogła w kilku słowach lub zdaniach zareklamować
swoją książkę czytelnikom - dlaczego warto po nią sięgnąć?

"Dzień prawdy" i "Noc prawdy" są powieściami typowo dla rozrywki. Jeśli szukasz czegoś "na leżak/fotel" czy "pod kocyk", to właśnie te dwie książki. Przy nich odpoczywa się od trosk, "przewietrzają głowę" i pozwalają zapomnieć o kłopotach codzienności. To pozycje na urlop i na weekend. Jeden- dwa wieczory i ze świeżym spojrzeniem na świat oderwiesz się od lektury.
"Dzień prawdy" został uznany za Najlepszą Książkę na Lato w swojej kategorii w plebiscycie
portalu Granice.pl głosami Czytelników. Można się pośmiać, zaznać życzliwości i solidarności, jaką darzą się bohaterowie.

*Może na sam koniec zechciałby Pani podzielić się z czytelnikami jakąś zabawną anegdotą lub
ciekawostką związaną z powstaniem książki ?

Pytano mnie, skąd tak dobrze znam wieś. To wcale nie jest śmieszne, ale pisałam o wsi, chociaż jestem w każdym calu miastowa. Nie znam wsi. Każdy szczegół dotyczący upraw, czy hodowli, musiałam sprawdzić i potwierdzić. To samo dotyczyło fotowoltaiki, naprawy pralek, broni, polowań i poszukiwań "skarbów". 
Wykonałam sporo telefonów zaczynających się od słów: "Dzień dobry, nazywam się Anna M. Brengos i dzwonię do pana w nietypowej sprawie. Jestem pisarką i właśnie moi bohaterowie... W panu/pani jedyna nadzieja". 
I okazuje się, że ludzie są bardzo życzliwi. "Gdyby pani miała jeszcze jakieś pytania, to proszę dzwonić. Jakby mnie nie było, to koledzy pomogą". 
Spotkałam się z morzem życzliwości. Chyba mam szczęście do ludzi.

Dziękuję za naszą rozmowę, ciekawe pytania i możliwość za Pani pośrednictwem trafienia do
Czytelników. Serdecznie pozdrawiam i zachęcam do czytania moich książek.

                                                               KONIEC.

Serdecznie dziękuję Pani Anno za poświęcony czas i opowiedzenie o swej najnowszej powieści. 
Was moi drodzy zachęcam z całego serca do sięgnięcia po tę powieść, i odnalezienia w sobie swojej najpiękniejszej prawdy. Wszystkiego dobrego!

Serdecznie pozdrawiam. Ewelina.


  

2 komentarze: