Autor: Robert Zieliński
Wydawnictwo: Novae Res
Gatunek: Wspomnienia
Liczba stron: 316
Data premiery: 16. 11. 2022
Robert Zieliński Emigrant z czasów PRL-u mieszkające na stałe w Kalifornii. Leczy psy i koty w swojej klinice od ponad 35 lat. W 2013 roku zadebiutował książką pt. "Lew". Chętnie wraca do Polski jako expat. Fascynuje go porównywanie mentalności i kultury dwóch odległych od siebie światów. Pomimo że na co dzień używa języka angielskiego, to ciągle po polsku przeklina i po polsku liczy pieniądze.
(Źródło: Okładka książki)
Czy uciekać przed Nią, czy razem z Nią?
Rob, dentysta u schyłku kariery, stoi na rozdrożu. Ma dość roli "wiecznego kawalera" i pragnie znaleźć dla siebie miejsce, które będzie mógł nazwać prawdziwym domem. Gdzie zacznie się jego nowa droga? Na bezkresnej sawannie, na którą zawiodła go pasja? A może w egzotycznym lesie deszczowym Kostaryki, dokąd zaprowadziło go poszukiwanie miłości? Po długich wahaniach Rob postanawia spróbować szczęścia w Polsce, swojej ojczyźnie, za którą z upływem lat coraz bardziej tęskni. Porzuca więc słoneczną Kalifornię i rusza do kraju nad Wisłą. Nie podejrzewa, że polska rzeczywistość, z którą będzie musiał się zmierzyć, okaże się dla niego tak trudna do zaakceptowania… Czy mimo niesprzyjających warunków uda mu się odnaleźć upragniony spokój?
(Opis wydawcy)
Zgłaszając się do recenzji tej powieści, nie przypuszczałam, że po zakończeniu lektury będę miała tak mieszane uczucia. Opis wydawcy mnie zaintrygował i zapowiadał świetną przygodę, ale środek... może mnie nie rozczarował, ale zdecydowanie nie wpisał się w moje wyobrażenia o tej historii, choć tytuł adekwatnie oddaje to, czego możemy spodziewać się w środku.
Faktem jest, że czytałam tę historię (o zgrozo) kilka dni, nie mogłam się jakoś w niej odnaleźć, a ton, w jakim ta historia została napisana, nasuwał mi na myśl stwierdzenie, że główny bohater, choć jest dojrzałym i doświadczonym mężczyzną, momentami zachowywał się niczym dziecko we mgle, by za moment gnać przez życie (i aplikacje randkowe) na złamanie karku- a nieustanne porównywanie się do lwa (innych do szakali, lwic itp.), doprowadzało mnie szewskiej pasji... Tak, taki niby hardy, a nie umiał się postawić przez całe życie wujkowi pasożytowi, który znalazł sobie w nim darmową skarbonkę i ciągle żądał, więcej i więcej- szczerze współczuję takiej patowej sytuacji.
Nie przekonała mnie ta opowieść, ale absolutnie nie twierdzę, że jest ona zła, zdarzyło się kilka ciekawych sytuacji, z wieloma stwierdzeniami zawartymi w tej historii się zgadzam, jednak ciągle gdzieś w głowie siedzi mi myśl, że autor zbyt mocno chciał mi narzucić swój punkt widzenia... i może w jakiś sposób się usprawiedliwić(?), ale na pewno nie zostawił mi zbyt dużo miejsca na moje własne interpretacje i wnioski.
Jedyne czego jestem pewna po lekturze tej książki to tego, że los bywa przewrotny, ale nigdy nie jest późno na zmiany, a prawdziwa(!) miłość zawsze nas odnajdzie. Może tyle albo aż tyle...
Książka napisana jest przystępnym językiem, jej akcja jest różnorodna, o czym wspomniałam już wyżej. Całkiem przyjemne opisy szczególnie te dotyczące sawanny i deszczowych lasów- ich flory i fauny, mogą naprawdę zauroczyć i pozwolić podryfować myślom w tamtym kierunku, dają chwilę oddechu i relaksu. Poświęciłam tej historii kilka dni, ale nie uważam ich za zmarnowane, może to nie był po prostu czas na takiego rodzaju literaturę?
Czy polecam?
Na pewno nie będę jej nikomu odradzać, każdy powinien wyrobić sobie sam zdanie o tej historii. Na uwagę na pewno zasługują opisy, szczególnie te dotyczące bajecznej Kostaryki...
"Trudniej mu było oderwać się od skrzynki pocztowej niż nastolatce od magazynu mody. Przeleciał po stronach, weryfikując jedną po drugiej. Któraś odezwała się z Barcelony, inne z północnej Kalifornii. Wyświetlił mu się też Texas. Czego one ode mnie chcą?- pomyślał zirytowany. Po co mu Barcelona czy Teksas, skoro próbuje szczęścia w Kostaryce? Przecież Carmen dała się lubić, podobała mu się, fascynowała erotycznie. Młoda, atrakcyjna, a odległość sześciu godzin podróży samolotem to nie był żaden dramat, przynajmniej na tym etapie.
Wolał nie zostawiać śladu po e-mailach, więc skasował wszystkie z wyjątkiem pianistki. Ukrył go w innym pliku, na wszelki wypadek, gdyby laptop wpadł w ręce Carmen. Po powrocie do domu zadzwoni do pianistki, jeśli wyjedzie stąd rozczarowany."
- Robert Zieliński "Polowanie na frajera" str. 76
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Novae Res.
Na razie nie mam jej w planach.
OdpowiedzUsuńNie, zdecydowanie nie. Sam tytuł mnie odstrasza, a Twoja opinia tylko potwierdza, żeby trzymać się od książki z daleka.
OdpowiedzUsuń