poniedziałek, 23 września 2019

33 RAZY MÓJ KOCHANY



    Autor: Nicolas Barreau

    Tłumaczenie: Ewa Kochanowska

    Wydawnictwo: Otwarte

    Liczba stron: 312

    Data premiery: 08. 07. 2019




    Witam Was serdecznie. Dziś chciałabym przedstawić Wam francuską powieść o miłości. Jest to opowieść, która przypomniała mi, co tak naprawdę w życiu jest najważniejsze...

    Nicolas Barreau- rocznik 1980, urodził się w Paryżu, studiował romanistykę i historię na Sorbonie. Pracuje w księgarni przy Rive Gauche w Paryżu, nie jest jednak nieżyciowym molem książkowym. Dzięki swoim powieściom odniósł sukces i podbił serca swoich czytelników m.in. w Niemczech, i we Włoszech.
Najnowsze wydanie „Sekretnych składników miłości” (to jego trzecia powieść) znajduje się obecnie na pierwszym miejscu listy bestsellerów tygodnika „Der Spiger”
„33 razy mój kochany” to jego czwarta powieść. (źródło: Lubimyczytać.pl)

    Helene miała trzydzieści trzy lata, gdy zmarła. Julien, jej mąż, przyrzekł, że po śmierci napisze do niej trzydzieści trzy listy- po jednym za każdy rok jej życia. Dotrzymał słowa.
Pisał żonie o ich synu Arturze, o tym, jak sobie bez niej radzi, o swojej rozpaczy i niegasnącej miłości. Każdy list chował w skrytce na cmentarzu Montmarte. Po pewnym czasie odczuł, że ten rytuał daje mu pocieszenie.
Pewnego dnia listy zniknęły- zamiast nich Julien znalazł małe kamienne serce...
Czy jego zranioną duszę zdoła ktoś wyleczyć? (opis wydawcy)

    Tym razem postanowiłam przytoczyć Wam oryginalną notatkę od wydawcy. Nie chcę Wam zdradzać za dużo szczegółów fabuły (a musiałbym to zrobić, byście się nie pogubili) dlatego podjęłam taką decyzję.
Intrygujący opis, piękna okładka, a w środku historia, która poruszy najbardziej twarde serca.
Historia szczerej, prawdziwej miłości, którą nagle przerywa śmierć.
Czy może być coś gorszego na świecie, niż strata kogoś, kogo się kocha? Co może nas podnieść na duchu i wierzyć, że gdzieś tam jest lepiej, że kiedyś jeszcze się spotkamy? Chyba tylko nadzieja...
Właśnie taką nadzieję niesie w sobie ta powieść. Daje nadzieję i wiarę, że nawet po największej stracie człowiek jest w stanie się podnieść i pójść przez życie dalej.

    W ten sposób autor ukazał proces żałoby głównego bohatera. Od szoku i niedowierzania przez wycofanie się z życia aż po pogodzenie się z zaistniałą sytuacją. Czytając listy do ukochanej Helene, łzy wzruszenia towarzyszyły mi na każdym kroku. Podeszłam bardzo osobiście do tej książki, i to mnie trochę zgubiło. Mimo że serce mi krwawiło ze współczucia, brnęłam w tę historię całą sobą.
Kilkakrotnie złapałam się na tym, że zastanawiałam się jak to będzie w przyszłości, tej prawdziwej...tej naszej. Jak sobie poradzimy, gdy nie będzie ukochanej osoby obok? Chyba nie chcę znaleźć odpowiedzi na to pytanie.

Klimatyczny Paryż w tle, cichy i spokojny cmentarz Montmarte sprawiły, że nie sposób było odłożyć książki na bok. Ciekawe tłumaczenie sprawiło, że miało się wrażenie, jakby się tam było osobiście i wraz z głównymi bohaterami spacerowało się po mieście, zaglądało do klimatycznych kafejek, słuchało ulicznych grajków. Wielowymiarowość bohaterów- ich uczucia i emocje targające nimi każdego dnia, dawały wrażenie autentyczności, tak jakby autor pisał o autentycznych wydarzeniach.
Piękne wiersze zawarte w powieści zostaną na długo w pamięci. Muzyka do tej pory dźwięczy z tyłu głowy i ta jedna myśl, która zakorzeniła się chyba już na zawsze
 „Trzeba kochać tu i teraz, nie odkładać tego na później. Bo później może już nie być”

    Polecam Wam tę książkę z całego serca... To opowieść o sile uczucia, o cierpieniu i nadziei.
To jedna z tych powieści, do której za jakiś czas na pewno wrócę.



POLECAM... 


„Tego popołudnia bardzo wiele się nauczyłem o miłości.
Widziałem dwie przyjaciółki, jak ramię w ramię stały przed murem i czytały na głos wypisane frazy. Widziałem zakochanych, jak patrzyli sobie w oczy i całowali się. Widziałem parę młodą, która robiła sobie zdjęcia, by móc je kiedyś pokazywać swoim dzieciom. Widziałem dwóch Anglików, którzy wzajemnie fotografowali swoje radosne skoki przed murem. Widziałem grupę Japończyków, którzy machali rękoma, chichotali i niezmordowanie pokazywali dłońmi serduszka. Widziałem dziewczynę z plecakiem, która długi czas stała nieruchomo. I starszych państwa, którzy niezgrabnie trzymali się za ręce, wdzięczni za to, że dostali od życia w podarunku tyle wspólnych lat. 
Tego dnia widziałem wiele osób, ludzi w każdym wieku i z najrozmaitszych krajów, ale jedną rzecz mieli wspólną: gdy się odwracali, odchodząc od ściany, uśmiech gościł na ich twarzach.”




Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu OTWARTE.



3 komentarze:

  1. To że chcesz jeszcze wrócić do tej książki, jest dla mnie najlepsza dla niej rekomendacją. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo. Zrobię to z przyjemnością choćbym miała znów dwa dnie rozpaczać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo chciałabym przeczytać.

    OdpowiedzUsuń