wtorek, 29 października 2019

WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH


    Autor: Mirosław Tyc

    Wydawnictwo: NOVAE RES

    Liczba stron: 234

    Data premiery: 01. 01. 2019




    Witam Was serdecznie. Dziś chciałabym przedstawić książkę, która wywołała we mnie skrajne odczucia. Jakie i dlaczego- odpowiedzi znajdziecie poniżej.
Zapraszam...

    Mirosław Tyc- Urodzony w 1987 na Kaszubach ateista, gej, sól polskiej ziemi. Ten związany sercem z Poznaniem i Budapesztem hungarysta po wieloletnich poszukiwaniach odnalazł swoje miejsce w Luksemburgu.
Od dziecka interesował się historią, językami obcymi i literaturą. Współtłumaczył biografię Viktora Orbana autorstwa Józsefa Debreczeniego. Poza węgierskim posługuje się biegle angielskim i francuskim. Miewał jednak romanse i jednorazowe numerki z wieloma innymi językami. Pasjonuje go zarówno słuchanie ludzkich historii, jak i zanurzanie się w świecie nierzeczywistym. W jego szufladzie można natknąć się na surrealistyczne nowele o współczesnym Luksemburgu oraz niecenzuralne scenariusze programów telewizyjnych. (informacja z okładki).

    Dzień Wszystkich Świętych. Kilkuletni chłopiec przy spotkaniu z przyrodnim bratem odczuwa po raz pierwszy fascynację innym mężczyzną.
Mieszkający z matką i starszym bratem nie bardzo rozumie co się z nim dzieje, i jak ma się zachować.
Z roku na rok, odkrywając swoje potrzeby, własną seksualność, zaczyna zauważać swoją odmienność. Nienawidzi tego dnia z całego serca, próbuje się wyłamywać z wytyczonych schematów. Coraz bardziej odcina się od swoich bliskich, przyjaciół i rodziny. Marzy o wyjeździe do wielkiego miasta.
Z każdym świętem zmarłych sytuacja staje się coraz patowa, matka nie dopuszcza do siebie myśli, że jej syn jest homoseksualistą, rodzina się rozpada, kłótnia goni kłótnię, a młody mężczyzna spełnia marzenia i wyjeżdża do dużego miasta...
Żyje według swojego pomysłu i swoich zasad. Spotyka się z kilkoma partnerami, eksperymentuje z alkoholem i dragami. Odcina się od swej małej wsi na Kaszubach, a matce przedstawia zupełnie inny świat, w którym żyje. Nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo ją krzywdzi i jaką cenę zapłaci, by zacząć żyć w zgodzie z własnym ja.

    Narratora, którym jest mały chłopiec, poznajemy w wieku około sześciu lat i towarzyszymy mu aż do wejścia w dorosłość.
Wraz z bohaterem przeżywamy coroczny rytuał odwiedzania grobów zmarłych bliskich, poznajemy jego, uczucia i rozterki. Widzimy, jak rośnie i zmienia się w dorosłego człowieka. Możemy wręcz poczuć na własnej skórze, jak jego frustracja zwiększa się z roku na rok, jak prowadzi do rozłamu w pokiereszowanej przez los rodziny, i psychicznej destrukcji samego siebie.
Bardzo przeżywałam sceny, w których wymigiwał się od spotkań z matką, tylko po to, by ukryć, kim tak naprawdę jest. Z jednej strony starałam się go zrozumieć, jednak z drugiej było mi autentycznie przykro. Zabolało, gdy w jednej z ostatnich scen, bohater poczuł się nareszcie wolny i w pewnym sensie szczęśliwy, bo matka, której sprzedawał swój wyidealizowany świat, którego tak naprawdę nigdy nie było, odeszła.
Rozumiem, że chciał ją chronić w jakiś sposób, jednak wydaje mi się, że nie powinno to tak wyglądać.

Ostatnimi czasami dość często sięgam po literaturę ze środowisk LGBT, jednak muszę przyznać, że żadna, którą do tej pory czytałam, nie była tak mocna i dosadna. Autor nie przebiera w słowach, a z kart książki olbrzymią falą płynie cynizm i smutna arogancja.
Nie jest mnie łatwo zszokować lub czymś zaskoczyć, jednak tutaj kilkakrotnie czułam się wręcz zniesmaczona.
Ostry język, dosadnie i szczegółowo opisane sytuacje intymne, nie przemówiły do mnie absolutnie. Z początku czytało mi się bardzo dobrze i przyjemnie. Później, gdy bohater robił się coraz starszy, było tylko gorzej.
Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że język, którym posługiwał się nasz dorosły narrator, został wręcz zaczerpnięty z rynsztoka.
Mimo to fabuła jest bardzo ciekawa i naprawdę ta książka wciąga.
Ciekawi, wyraziści bohaterowie, szybka akcja, wciągające dialogi- to sprawia, że do pewnego momentu czyta się bardzo przyjemnie.

    Czy polecam?
Nie wiem, tak jak napisałam mam duży problem z tą pozycją.
Z jednej strony polecam, bo to naprawdę ciekawa historia, jednak osoby, które nie gustują w wulgarności, cynizmie i arogancji będą się źle czuły, czytając- szczególne- końcowe rozdziały, gdy bohater staje się dorosłym człowiekiem.

"Dziś jest trudny dzień. Nie jest łatwo całkowicie odciąć się od swoich przodków. Zawsze o nich pamiętasz, nie tylko w Święto Zmarłych. Kiedyś bardzo tęskniłem za tatą. Mama tłumaczyła mi, gdy byłem zapłakanym szkrabem, że tatuś jest z nami, że możemy się z nim spotkać w świecie snów. I że on jest teraz w niebie i na nas patrzy z Panem Bogiem, pilnuje, żebyśmy nie popełniali grzechów, żebym zawsze był grzeczny. Czuwa z góry nad moim bezpieczeństwem. Jak ona musiała się natrudzić, żeby to wszystko wymyślić";
                                  -Mirosław Tyc "Wszystkich Świętych"


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu NOVAE RES




piątek, 25 października 2019

WROGA MIŁOŚĆ część 2

                                                  **PRZEDPREMIEROWO**


    Autor: Ana Rose (pseudonim autorski) 

    Wydawnictwo: WasPos

    Liczba stron: 430

    Data premiery: 26. 10. 2019

                                  * Google

    Witam Was serdecznie. Dziś chciałabym Wam przedstawić dalsze losy mafijnych rodzin O'Donellów i Adlerów.
Dla przypomnienia zapraszam na recenzję pierwszej części --->Zajrzyj tutaj ;)
Zapraszam...

    Ana Rose (pseudonim autorki) - Urodziła się w 1988 roku w Ostrowi Mazowieckiej.
Ukończyła studia magisterskie w wyższej szkole Policji w Szczytnie.
Żona, mama dwójki dzieci. Uwielbia czytać, a od kilku lat sama pisze dla swojej przyjemności.
Debiutowała w 2018 roku książką "PŁONĄCY LÓD nieczyste zagranie" napisaną wspólnie z koleżanką. (źródło WasPos).

   Gdy w pierwszej części Damion odkrywa, kim jest dziewczyna którą pokochał, jego serce rozpada się na milion kawałków. Zostawia śpiącą Adelaine w łóżku i wychodzi, by ochłonąć i podjąć decyzję co do jej dalszego losu....

Taką końcówkę zaserwowała nam autorka, jesteście ciekawi, co wydarzyło się dalej?

Uprowadzana i przetrzymywana przez nie wiadomo jak długi czas, dziewczyna dzięki pomocy nieznanego człowieka ucieka i ukrywa się w Londynie. Nie mając wiadomości co do losu siostry, kontaktu z rodzicami i przyjaciółkami, powoli uczy się żyć na własny rachunek. Zmienia wygląd zewnętrzny, staje się silniejsza i pewniejsza siebie.
Znajduje pracę w wydawnictwie, nawiązuje przyjaźnie... i  po przypadkowym spotkaniu z Aaronem obmyśla plan jak zemścić się na Damione, myśląc, że to on ją wydał na pewną śmierć.
Realizując swój plan krok po kroku, staje oko w oko z miłością swojego życia i zostaje rozpoznana, nie wszystko układa się po jej myśli, a uśpione uczucia wybuchają z podwójną energią... mimo to dziewczyna postanawia odejść.
Adelaine i Damion muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to, co do siebie czują, zniesie próbę ognia i kłody rzucane im pod nogi, czy będą w stanie trwać przy swym boku na dobre i złe.
W międzyczasie Adelaine dowiaduje się, że jej siostra żyje, ma się dobrze... tylko że na światło dzienne wypłynęła tajemnica skrywana od lat, spowodowało to, że ich życie nigdy nie będzie już takie samo.


    Z wielką niecierpliwością czekałam na drugą część i przyznaję, moje zniecierpliwienie zostało nagrodzone.
Z początku zaskoczyła mnie ilość stron, jednak zatapiając się w świat Adelaine i Damiona, przestaje mieć to znaczenie, bo książka tak bardzo wciąga, że przeczytanie jej zajęło mi dwa popołudnia, i to przy moim wymagającym dziecku.
Odnoszę wrażenie, że druga część jest lepsza od swej poprzedniczki.
Autorka zbudowała napięcie do ostatniego momentu, a tajemnica, którą skonstruowała, wbiła mnie w fotel. Noo nie powiem, tego się nie spodziewałam.
Dynamiczna akcja, zaskakujące zwroty akcji, zawrotne tempo, groźny mafijny świat ... to absolutny przepis na sukces, mam szczerą nadzieję, że zostanie on osiągnięty.

Jednym minusem, tak jak przy części pierwszej jest trochę za mało mafii w mafii, ale to jest moje subiektywne odczucie, więc bardzo proszę potraktować ten fakt jako taki mały nic nieznaczący szczególik.
Może autorka miała taki zamysł, by mafia była tłem dla gorącego romansu, a nie na odwrót.

    Czy polecam tę książkę?
Oczywiście, że tak jest to ciekawa, wciągająca historia dwóch mafijnych rodzin i ich potomków.
Przypomina trochę współczesną opowieść o Julii i Romeo, jednak tutaj mamy zakończenie zupełnie inne niż w przytoczonej powieści.

POLECAM...


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuje autorce.










 


 

środa, 23 października 2019

CICHOBOREK


    Autor: Urszula Stokłosa

    Wydawnictwo: JanKa i...

    Liczba stron: 252

    Data premiery: 30. 09. 2019

    

    Witam Was serdecznie. Dziś chciałabym Wam przedstawić historię ludzi mieszkających w malutkiej wsi Cichoborku- gdzieś na południu Polski.
Miejsce takie samo jak tysiące wsi w naszym kraju czy może zupełnie inne?
Zapraszam...

    Urszula Stokłosa- urodziła się w 1990 roku w Żywcu. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim. Obecnie mieszka w Unterhaching- niewielkiej miejscowości pod Monachium.
Prywatnie- szczęśliwa żona, zawodowo- zadowolona z życia pomoc domowa.
Lubi dobrą literaturę i podróże, a przy tym obserwować i rozmyślać. Oprócz kilku ludzi kocha swojego psa i swoje roślinki. Nie wyobraża sobie życia bez kawy, za to spokojnie mogłaby się obejść bez słodyczy i internetu. (informacja z okładki książki).

    Justynę poznajemy w momencie, gdy przyjeżdża do Cichoborka podjąć się opieki nad starszą Panią. Jej przyjazd wywołuje niemałe poruszenie w sennej wsi, w której prym wiedzie sklepowa Jadzia i proboszcz tutejszej parafii- Kazimierz. Nic nie umknie ich uwadze, wszystko o wszystkich wiedzą i z przyjemnością dzielą się z innymi tymi wiadomościami.
Pomimo że Justyna sama nosi w sercu żałobę i ból po stracie najbliższych, stara się jak najlepiej wypełnić swoje obowiązki wobec starszej kobiety i nawiązać nić porozumienia z tutejszymi mieszkańcami.
Życie płynie sennie i spokojnie, a jedyną dostępną rozrywką jest zabawa w remizie lub wypad do Semięcic- sąsiedniego miasta.
Czas płynie nieubłaganie, ludzie odchodzą, małżeństwa stają na granicy rozpadu, na wierzch wypływają tajemnice, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego...
Jak odnaleźć się w tej małej mieścinie, zostać zaakceptowanym przez tutejszych, uratować coś, co z góry skazane jest na porażkę, jak zacząć żyć, gdy tak naprawdę się już nie chce?
Na te i wiele innych pytań musi sobie odpowiedzieć nie tylko Justyna a cała społeczność Cichoborka.

    Kiedy zobaczyłam, że wydawcą tej powieści jest JanKa i..., pomyślałam sobie "Oo, to będzie na bank dobre". I jak zwykle się nie zawiodłam. Jestem pod olbrzymim wrażeniem, że taka mała niepozorna książka niesie w sobie tak niesamowity ładunek emocjonalny.
Ta opowieść jest jak kropla, która drąży skałę. Prze do przodu nie pozwalając odłożyć się na bok i zapomnieć osobie. To jedna z tych powieści, które każą czytelnikowi zatrzymać się, spojrzeć na swoje życie z boku, ocenić je i wyciągnąć wnioski. Zmienić je, póki jeszcze jest to możliwe.
Ta historia to opowieść o odchodzeniu, godzeniu się samym z sobą i z tym, co przynosi los, o spełnianiu marzeń, ale także, a może przede wszystkim o nadziei, którą nosimy w sercu, bo tylko ona potrafi nas uratować i nie pozwoli, byśmy znaleźli się w marazmie szarej codzienności i beznadziei, która będzie zjadać nas od środka.
Pani Urszula Stokłosa w niezwykle ciekawy sposób podaje nam prawdę o życiu i ludziach. Pokazuje, jak bardzo potrafimy zagrać rolę, którą napisało dla nas życie, rzucając nam pod nogi kłody. Jak potrafimy się dostosować do panujących warunków i potrafimy sobie poradzić w nowej dla nas sytuacji.

"Cichoborek" to książka, która jest tak wciągająca, że wręcz pochłoniecie ją w kilka godzin. Czyta się niezwykle szybko i bardzo przyjemnie.
Pani Urszula Stokłosa ujawnia w niej olbrzymi potencjał, a kończy opowieść w taki sposób, że aż chce się wierzyć, że to jeszcze nie koniec.

    Czy polecam?...
Mam to szczęście, że ostatnio trafiam na same dobre pozycje i przyznam szczerze, że "Cichoborek" wchodzi do mojej topowej dyszki w tym roku.
Jest nostalgicznie, wzruszająco, smutno momentami też wesoło. Jest to książka dla każdego.
Każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
Więc odpowiedź jest oczywista...


POLECAM...

"Pięć lat po ślubie, dwudziestego pierwszego listopada, w deszczowy, wietrzny wieczór, zgodnie ze swoimi i matki przewidywaniem Dorota siedziała w łazience własnego dom, zupełnie naga, z twarzą skierowaną w stronę pokrytej niebieskimi płytkami podłogi, a wzrok miała równie tępy, jak w dniu swojego wesela. Uczucie rezygnacji dopadało ją w najmniej spodziewanych momentach, a myśli wirowały wtedy w jej głowie z zawrotną prędkością. Jacek nigdy nie słyszał  nocnych ataków myśli Doroty, bo nawet walenie głową w mur nie mogło przedostać się do jego snów, których i tak nie zapamiętywał. Dorota nie chciałaby zakłócać snów małżonka, a tym bardziej budzić go tylko po to, żeby nazajutrz szedł do pracy z podkrążonymi oczami. Niczego już nie chciała."
                                          - Urszula Stokłosa "Cichoborek" 





czwartek, 17 października 2019

SEKRET GUWERNANTKI


    Autor: Marta Grzebuła

    Wydawnictwo: LUCKY

    Liczba stron: 528

    Data premiery:  11. 07. 2019



    Witam Was serdecznie. Dziś chciałabym zaprosić Was na recenzję powieści, która przeniesie nas w czasy epoki wiktoriańskiej, postawi zagadkę do rozwiązania, zaskoczy finałem.
Zapraszam...
Na początek tradycyjnie kilka słów o Autorce.

    Marta Grzebuła (Jarzębina) - Z domu Łukomska, urodzona 22 listopada 1960 roku we Wrocławiu. Tu ukończyła Szkołę Podstawową i Studium Medyczne. [...]

W swoich powieściach i wierszach przeprowadza Czytelnika, po świecie, zmagań wyrzeczeń, prawd, miłości, zdrad, śmierci w taki sposób, by ten zagłębiając się w kolejne strony, odczuwał nie tylko wzruszenie, sympatię, do bohaterów, ale budzi w Czytelniku jeden, z największy z darów, jaki sądzi, że posiada człowiek, empatię. Marta Grzebuła, sama mówi: „Sercem do serc, piszę” i to jest chyba najlepsze, podsumowanie, Jej twórczości. 
(Źródło Lubimy Czytać.pl)

    Gdy w ręce młodej bibliotekarki z Wrocławia wpadają ponad stuletnie listy angielskiej guwernantki, nikt nie zdaje sobie sprawy, jak wielką i tragiczną tajemnicę skrywają. Dzięki wstawiennictwu pracodawcy, Natalia wyjeżdża do Anglii, by przeprowadzić skrupulatne śledztwo i odkryć tajemnicę, którą zabrała ze sobą do grobu guwernantka Martha.
Natalia dzięki swojemu „darowi” nawiązuje kontakt z duchem Marthy, który przez ukrywany sekret nie może przejść spokojnie na „drugą stronę”. 
Dziewczyna przy pomocy lorda Arthura- młodego wdowca i kilku zaufanych osób, zagłębia się w rodzinne archiwa. Nie zdaje sobie sprawy, że tropy, na które wpadła, po ujawnieniu mogłyby wywołać wielki skandal na samym dworze królewskim. 
Natalia odkrywa przykre fakty również z życia samego lorda Arthura i jego przodków, a nią samą zaczyna interesować się tajne bractwo. Jego zadaniem jest niedopuszczenie, by na jaw wyszły sekrety przeszłości.
Natalia im więcej się dowiaduje, tym bardziej jej życie zostaje zagrożone, a rodzące się uczucie między nią a młodym lordem komplikuje jeszcze bardziej sytuację. Dziewczyna musi sama odpowiedzieć sobie na pytanie, czego pragnie i kto tak naprawdę jest jej wrogiem a kto przyjacielem.

    „Sekrety guwernantki” to jedna z tych historii, które są idealne na długie jesienne wieczory. Znalazłam tu wszystko, to co lubię, czyli tajemnice i intrygi; kryminał, romans. Jedyne co do mnie nie trafiło to wątek z duchami i kontakty z nimi. Niestety tak już mam, że zawsze będę patrzeć z przymrużeniem oka na ten temat. Jakoś nie potrafię się przekonać do faktu, że ludzie posiadają takie „dary”, choć oczywiście tego nie neguję.
Autorka w fantastyczny sposób połączyła teraźniejszość z przeszłością, zabiera nas w czasy królowej Wiktorii, (dla mnie osobiście niesłychanie intrygującej i tajemniczej postaci w historii Anglii), przypomina o kilku tajemnicach, które miały nigdy nie wyjść na światło dzienne, chociażby potajemny ślub z koniuszym.

Plastyczne opisy, barwny i ciekawy język, sprawiły, że poczułam się, jakbym sama wędrowała po starym angielskim pałacu, przyległych do nich ogrodach i parkach, nie chciało  się wręcz wracać do rzeczywistości.
Poruszony temat mezaliansu między Natalią a Arthurem zaskoczył mnie tak bardzo, że aż sama się zdziwiłam. Myślałam, że takie praktyki nie są już stosowane i młodzi zakochani mogą sami decydować o swoim związku. Tu w opowieści widzimy jak bardzo, jest to potępiane i do czego może prowadzić sprzeciw. Następstwa takiej niesubordynacji potrafią być tragiczne w skutkach. Wstrząsnęło mną to bardzo.

Minusem powieści poza duchami oczywiście, jest jeszcze zakończenie. Odniosłam wrażenie, że Autorka nie chciała kończyć szczęśliwym happy endem i na siłę dodała epilog z wydarzeniami, które zadziały się rok później. Cała ta historia jest całkowicie oderwana od rzeczywistości i bardzo odbiega od całości fabuły. 
Dla mnie osobiście był to zbędny rozdział, pozostawiający po sobie jakiś mały niesmak.



    Czy polecam?...
Mnie osobiście nie zachwyciła, ale mimo to jest ciekawie. Przyjemnie się czytało i tak jak wspomniałam, dla mnie to była bardzo fajna pozycja na wieczór.
Jeśli lubicie odkrywać krok po kroku tajemnice, odkrywać kto jest tym złym, lubicie zostać zaskoczonym w najmniej odpowiednim momencie, to będziecie zadowoleni i na pewno się Wam ta opowieść spodoba.
Osobiście z ciekawością sięgnę po inne powieści Pani Marty.


„Ciemność, rozproszona gwałtownie przez zapalone światło, umknęła w postaci cienia pod sklepienie. Ale Natalia tego zjawiska nie zauważyła. Zbyt skoncentrowana na zadaniu, szybkim krokiem podeszła do mahoniowego biurka, na którym nadal spoczywały liczne kopie. Nerwowo zaczęła je czytać. Nawet nie usiada. Stojąc, przekładała  kolejne papiery w poszukiwaniu tego jedynego. Czuła podekscytowanie połączone z lekką obawą, że może spóźniła się. Po prawie dwudziestu minutach, zrezygnowana, usiadła na skórzanym, czarnym fotelu. Jej obawy urzeczywistniły się. Nie znalazła kopii. Zrozumiała, że ubiegł ją ktoś, kto wiedział, iż Darren jej ją wskazał.”
                               - Marta Grzebuła „Sekret guwernantki”  




Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu LUCKY



    

środa, 16 października 2019

RÓŻOWE KARTOTEKI


    Autor: Mikołaj Milcke

    Wydawnictwo: Dobra Literatura

    Liczba stron: 288

    Data premiery: 22. 09. 2015



    Witam Was serdecznie. Dziś chciałabym zabrać Was w świat polityki i pokazać jak bardzo trzeba być twardym człowiekiem, by tam funkcjonować. Jak trzeba grać, by przetrwać... 

Książka bierze udział w BookTour organizowanym przez blog Ewelina-czyta.blogspot.com oraz Autora Mikołaja Milcke. Zapraszam

    Mikołaj Milcke- ur. w 1981 r. w Sokołowie Podlaskim, pisarz, dziennikarz, autor tekstów piosenek. Przez wiele związany zawodowo z TVP, później z Wirtualną Polską. Publikował w „Polityce”, „Sukcesie”, portalach Onet i Polki.pl, współpracował też z Polskim Radiem, Radiem Kolor i TVN24
Należy do najpoczytniejszych w Polsce autorów literatury LGBT. Debiutował powieścią „Gej w wielkim mieście” (2011), następnie ukazała się jej druga część „Chyba strzelę focha!” (2013).
„Różowe kartoteki” jest to jego trzecia powieść. W 2019 wyszły dwie kolejne części „Geja w wielkim mieście”. (informacja z okładki książki „Gej w wielkim mieście”).

    Rok 2015. Polska żyje zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że głównym kandydatem zostanie Ksawery Downar- sześćdziesięciojednoletni kandydat Prawicy Polskiej, wicemarszałek Senatu RP. Człowiek prawy i uczciwy, wręcz chodzący ideał. Mąż, ojciec, katolik i wielki patriota.
Na pół godziny przed ogłoszeniem jego kandydatury, mężczyzna dowiaduje się, że ktoś dostarczył do siedziby partii kompromitujące go materiały. Po blisko trzydziestu latach na jaw wychodzą sprawy, o których główny zainteresowany sam chciałby zapomnieć. 
Okazuje się, iż powszechnie szanowany polityk w czasach PRL, walcząc o wolność i demokrację,  został tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, a jego teczka ujrzała światło dzienne. Nikt nie zdaje sobie sprawy, jak wielkie tajemnice skrywa w środku, i jak w ich świetle przedstawia się Ksawery. 
Rozpoczyna się wyścig z czasem, poszukiwanie zdrajcy i walka o zachowanie twarzy. 
Kto jest wrogiem a kto przyjacielem- okazuje się, że nie jest to takie oczywiste, jak się z początku wszystkim wydaje.

    Akcja „Hiacynt” - Masowa akcja Milicji Obywatelskiej przeprowadzona w PRL w latach 1985- 1987, polegająca na zbieraniu materiałów o polskich homoseksualistach i ich środowisku, w wyniku której zarejestrowano około 11 000 akt osobowych.
Oficjalnie ogłoszonym powodem przeprowadzenia akcji „Hiacynt” - było, jak twierdzono -przeciwdziałanie rozwojowi epidemii AIDS   na terenie Polski, kontrola „wysoce kryminogennego” środowiska oraz walka z prostytucją. [...] 
Akcja była prowadzona do 1987, choć kartoteki „Hiacynta” uzupełniano jeszcze co najmniej do 1988; w wyniku akcji zgromadzono około 10- 12 tysięcy akt osobowych, które dziś tworzą tzw. różowe kartoteki   (źródło- Wikipedia)

    Wyżej przedstawiona akcja to ciemna karta w historii naszego kraju. Jest mi niezwykle przykro, że się o niej nie mówi i że została zepchnięta gdzieś w zakamarki ludzkiej pamięci. Wielka szkoda, bo przyznaję, że sama osobiście o niej chyba nie słyszałam.

    „Różowe kartoteki” to niezwykle odważna i zaskakująca powieść. Autor zabiera nas w świat brutalnej polityki, gdzie nie ma sentymentów, a przeciwnicy tylko czekają na to, aż powinie nam się noga. 
Przyznam Wam szczerze, że jestem zaskoczona, jak bardzo ta historia jest aktualna. Czytając program wyborczy wyimaginowanego Downara, miałam wrażenie, że już gdzieś to widziałam, a tuż przed rzeczywistymi wyborami ta myśl była jeszcze mocniejsza... a że historia lubi zatoczyć koło mam nadzieję, że jednak żyjemy w wolnym kraju i taka akcja już się nie powtórzy.
Mikołaj Milcke po raz kolejny porusza tak ważne tematy, jak: aborcja, propagowanie i  narzucanie innym chrześcijańskiego i jedynie słusznego modelu rodziny, prawa mniejszości seksualnych. 
Udaje mu się zaciekawić czytelnika, wciągnąć w wir wydarzeń a na koniec zaskoczyć w sposób wydawałoby się banalny, jednak pokazujący, do czego może prowadzić życie w zakłamaniu, w przeciwieństwie do swoich idei i wartości. 
Pokazuje nam, jak ważne jest bycie „fer” wobec siebie i innych, jak jedną źle podjętą decyzją można w kilka chwil zniszczyć sobie i innym życie.

    „Różowe kartoteki” i ukryta na ich kartach intryga wciągają od pierwszych stron, przyjemnie i bardzo szybko się czyta. Kapitalnym pomysłem było zamknięcie całej historii w kilkunastu godzinach. Od porannego wywiadu w radiu, po północ, gdy już wszystko jest już jasne.
Bardzo dobrze i wyraziście wykreowani bohaterowie, ciekawe studia ich osobowości i charakterów. 
Jest zaskakująco, w niektórych momentach wręcz bulwersująco, szczególnie we wspomnieniach zatrzymań i przesłuchań. 
Czy polecam... Zdecydowanie TAK!!


Książka bierze udział w akcji BookTour organizowanym przez blog Ewelina-czyta.blogspot.com oraz Autora- pana Mikołaja Milcke.

„Ksawery nigdy nie poznał człowieka, który dostarczył mu jego teczkę, a Miron nigdy nie zobaczył obciążających senatora papierów. Lewkowicz jako pośrednik wymienił pomiędzy Downarem a sprzedającym dwie zaklejone koperty. W jednej były dokumenty z przeszłości, w drugiej banknoty. Dostał też zapewnienie, że reszta dokumentów po prostu nie istnieje, że przepadła w bliżej  niewyjaśnionych okolicznościach i nie ma szans, by kiedykolwiek wypłynęła. Uwierzył. Wszystkim wydawało się, że to kończy sprawę. I kończyło. Do dziś”.
                                - Mikołaj Milcke „Różowe kartoteki”
     
  

      

     
     

wtorek, 8 października 2019

MIŁOŚĆ W CZASACH IN VITRO

 
    Autor: Anna Żelazowska

    Wydawnictwo: Videograf

    Liczba stron: 280

    Data premiery: 13. 08. 2019


     „Nadzieja jest rośliną trudną do wyplenienia. Można nie wiem, ile odrąbać gałęzi i zniszczyć, a zawsze będzie wypuszczać nowe pędy”.


    Witam Was serdecznie. Dziś chciałabym zaprosić Was na recenzję książki, która porusza bardzo kontrowersyjny w naszym kraju temat. In vitro, bo to o nim mowa ma tak samo wielu zwolenników, jak i przeciwników... Dla mnie osobiście jest to temat, o którym trzeba mówić i uświadamiać innym, że czasami to jest jedyna droga do upragnionego szczęścia.
Zapraszam...

    Anna Żelazowska- wielbicielka podróży, kawy i dobrej literatury. Z wykształcenia italianistka i dziennikarka, z zawodu urzędnik państwowy, matka dwóch córek. (informacja wydawnictwa)

    Alicja wiedzie niezbyt interesujące życie. Pracuje jako rejestratorka w renomowanej klinice leczenia niepłodności i na tym skupia się najbardziej. Dziewczyna urozmaica sobie pracę obserwacją ludzi, którzy są pacjentami kliniki. Sama jednak tkwi w jednym miejscu, nie mogąc się zdecydować na pierwszy krok, by wyrwać się z marazmu, w którym się obecnie znajduje.  
Gdy w klinice zaczynają się dziać niepokojące rzeczy, najlepszy lekarz znika bez śladu, a na wierzch wypływają tajemnice innych członków zespołu lekarskiego, Alicja postanawia coś zmienić i wyjść życiu naprzeciw...

    Wbrew pozorom, nie jest to książka typowo o zabiegu In vitro. Jeśli się tego spodziewaliście, to się zawiedziecie. 
Jest to książka opowiadająca o dążeniu do celu, o spełnianiu swoich marzeń, o życiu pełnią piersią.
Wprawdzie dowiadujemy się, jak przebiega cały proces zabiegu, jednak moim zdaniem nie jest to temat przewodni tej powieści.
Autorka świetnie opisuje wewnętrzne dylematy, które targają wszystkimi bohaterami. Każdy z nich z czymś walczy, przed czymś ucieka, marzy i pragnie spełnienia. 
Pokazuje nam, jak bardzo los potrafi sobie zakpić z człowieka, w najbardziej brutalny sposób.
Udowadnia także, że warto iść czasami pod prąd, by na końcu powiedzieć „Tak, udało się, jestem szczęśliwym człowiekiem” 

    Czy polecam tę książkę?
Polecam, jest to ważna książka, którą na prawdę warto przeczytać. To ciekawa i wciągająca pozycja. „Miłość w czasach in vitro” uczy nas, że warto, jest wyjść życiu naprzeciw.

POLECAM...


„Żyłam historiami ludzi z kliniki. Część z nich była tak dramatyczna, jak historia Barbary i Jerzego czy choćby Sylwii, większość jednak była zwyczajna. Tak zwyczajna, na ile mogą być historie wielkiego pragnienia i uporu mającego doprowadzić do jego spełnienia. Niezmiernie budziły mój zachwyt i zawstydzenie, że ja bym tak nie potrafiła. Nie umiałabym tak bardzo czegoś chcieć, by być gotowym zrobić dosłownie wszystko, by to dostać, za cenę wszelkich wyrzeczeń, a nierzadko upokorzeń.
Próbowałam sobie nawet kilkukrotnie wyobrazić, jak to jest, pragnąć czegoś tak mocno, że mogłabym zapłacić za to każdą cenę. Nie przychodził mi nawet do głowy żaden hipotetyczny przedmiot pożądania”.
                           - Anna Żelazowska „Miłość w czasach in vitro”  



Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu VIDEOGRAF