**PATRONAT MEDIALNY/ RECENZJA PATRONACKA**
Autor: Izabela Grabda
Wydawnictwo: Pulp Books
Gatunek: Obyczajowa
Liczba stron: 276
Data premiery: 25. 06. 2025
Izabela Grabda Twierdzi, że w życiu miała wiele szczęścia, ponieważ wykonuje zawód, który uwielbia, a wytwory bogatej wyobraźni potrafi ubrać w słowa i przelać na papier. Pisze literaturę obyczajową zabarwioną sensacją, kryminałem i romansem. Nie stroni też od fantastyki, często w krótszych formach literackich. W dorobku ma kilka powieści, wiele opublikowanych opowiadań, jak również skromną liczbę artykułów. Warsztat pisarski szlifowała w Sekcji Literackiej przy Krakowskiej Sieci Fantastyki pod czujnym okiem Pawła Majki. Jest niepoprawną miłośniczką kotów, kawy i spacerów po lesie w towarzystwie swoich wiernych psów.
(Źródło: Okładka książki)
Każdy chciałby zostawić przeszłość za sobą – by nie przeszkadzała mu w kroczeniu w przyszłość. Niestety zdarza się, że odłamki przeszłości uderzają w nas z siłą torpedy, a z naszego wyobrażenia o własnym życiu zostaje jedynie gruz.
Stojąc nad świeżo wykopanym grobem matki, Irmina Łuczak ma w głowie jedynie szybkie załatwienie doczesnych spraw tej kobiety, z którą nie utrzymywała kontaktu od trzydziestu lat, i powrót do swego luksusowego życia. Los jednak postanawia inaczej. Po przyjeździe do rodzinnego domu w bieszczadzkiej wsi Stuposiany Irmina powoli rozplątuje sieć tajemnic i intryg, którą opleciono działalność przetwórczą jej matki i sympatycznych współmieszkańców okolicy. Jakby tego było mało, przypadek sprawia, że Irmina poznaje prawdziwe oblicze matki, a przede wszystkim mroczny sekret swoich dziadków.
(Opis wydawcy)
Dzień dobry. Dziś zapraszam Was do przeczytania kilku słów o moim patronacie medialnym, który świętował swą premierę kilka dni temu. Zaznaczyć muszę, że jest to historia tak nieoczywista i zaskakująca, że nadal zostaję pod olbrzymim wrażeniem, choć od momentu, w którym skończyłam ją czytać, minęło już naprawdę sporo czasu (miałam wspaniałą okazję poznać ją jeszcze przed wydaniem, dziś jestem już po ponownej lekturze i zachwyca mnie nadal tak samo!)
I z ręką na sercu piszę, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym, w jaki genialny sposób, ta historia została poprowadzona...
"Odłamki" to genialne połączenie powieści obyczajowej z kryminałem, okraszone nutką romansu i mroczną akcją rodem z najbardziej rasowych thrillerów. Nic w tej historii nie jest oczywiste, a posuwając się strona za stroną, odkrywamy misternie utkaną fabułę, w której najdrobniejszy szczegół ma znaczenie i znacząco wpływa na rozwiązanie tajemnicy, która została skryta na kartach tej powieści. Nie będę opisywać szczegółowo fabuły, ale uwierzcie mi na słowo, opis wydawcy nawet w połowie nie zdradza tego co tu się dzieje i nie oddaje tego mrocznego i tajemniczego klimatu, który znajdziecie w środku.
Akcja toczy się dość szybko i potrafi mocno zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie. Intryga goni intrygę, do głosu dochodzą głęboko schowane urazy, niedomówienia i niedopowiedzenia... demony przeszłości coraz częściej i głośniej domagają się głosu...a wyjawienie tajemnicy sprzed lat wstrząsa i pokazuje, że nie zawsze jest tak, jak próbujemy sobie wmówić, a osoby, które podawały się za naszych przyjaciół, odbierając nam możliwość poznania prawdy, okazują się wyrachowanymi oszustami, którzy chcą mieć nas tylko na wyłączność. Zaczyna się od tego jednego malutkiego kamyczka, który uruchamia całą lawinę niebezpiecznych wydarzeń, splatając ze sobą losy kilkunastu osób i to w tak mroczny sposób, że momentami nie mieści się to, o czym się czyta, w głowie- uświadamiając przy tym czytelnikowi, do czego jest zdolny człowiek, by osiągnąć to, co sobie zaplanował. Powiedzenie, że dąży się do celu po trupach... tutaj pasuje idealnie.
Na jaw wychodzą tajemnice, intrygi, powiązania i rodzinne koligacje. Autorka tym samym pokazuje jak, bardzo hermetycznym miejscem są małe miejscowości. Doskonale został oddany klimat takiej małej miejscowości, gdzie władza i cała"tajemna" wiedza trzymana jest tylko przez wąską grupę blisko związanych ze sobą ludzi. Ale nie jest to opowieść o polityce w małym mieście, jest to historia straty, żałoby i godzenia się ze śmiercią, poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi i dojrzewaniu do tego, by przyznać przed samym sobą, że czas ucieka i trzeba w końcu dorosnąć do brania odpowiedzialności za swoje decyzje i czyny.
Bohaterowie są wykreowani doskonale, każdy z nich jest niezwykle autentyczny, wielowymiarowy i barwny. Nie ma tu nikogo zbędnego, a każdy wnosi do tej historii wiele emocji, i stwarza barwne tło dla pozostałych.
Do tego przepiękne opisy, pobudzają wyobraźnię, zachęcają do złapania plecaka i wyruszenia w te niesamowicie piękne rejony.
Przedstawiona historia jest niesamowicie wciągająca, nie chce się odłożyć książki przed przeczytaniem finałowej sceny. Swoją drogą, zakończenie zostało napisane dość otwarcie, kto wie, może kiedyś poznamy dalsze losy, ja bym z przyjemnością poczytała co u tych postaci słychać.
Napisana ładnym językiem, wiele wątków, wydawałoby się pobocznych i niewiele znaczących łączy się w spójną i klarowną całość zmuszająca czytelnika do refleksji nad ulotnością życia, chwilą szczęścia, ale pokazująca również, do czego jesteśmy zdolni, by osiągnąć, to czego chcemy. Autorka serwuje czytelnikowi mnóstwo emocji, zaskakujących zwrotów akcji, nie brakuje tu odrobiny romansu, ale nie jest on przewodnią nutą tej historii.
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. To nietuzinkowa opowieść o relacjach międzyludzkich, o trudnej rodzinnej miłości, przyjaźni, samotności w tłumie, ale i walce o siebie. Znajdzie się tu tajemnica i intryga, mnóstwo zagadek i tajemnic, które naprawdę zaskoczą. Każdy z Czytelników znajdzie w niej coś dla siebie.
POLECAM...
"Nabrała powietrza i zatrzymała je na chwilę w płucach. Otulała ją cisza, a oczy pieścił widok bezkresu gór pokrytych lasami, z których bezczelnie wyglądały połoniny. Ruszyła dalej, znów szybkim,
miarowym tempem, gnana lekkimi podmuchami wiatru i upojona widokiem błękitnego nieba. Wysoko w górach zawsze czuła się tak, jakby wszystkie troski zostawiała na parkingu, zamknięte w samochodzie.
Ludzie mówili, że w Bieszczadach człowiek jest bliżej Boga i dlatego czuje się tutaj szczęśliwy. Ona w Boga nie wierzyła, ale idąc szczytem Połoniny Dźwiniackiej, czuła, że to miejsce daje jej spokój
i szczęście tak namacalne, jak żadne inne na świecie. Mogła sobie wmawiać, że jest jej dobrze nad Morzem Bałtyckim, mogła twierdzić, że tutejsi mieszkańcy drażnią ją swoim prostym podejściem do
życia, ale nie potrafiła udawać, że nic nie czuje do tych gór. Do ich niewymuszonego naturalnego piękna i magii zawartej w każdej skale, trawie czy drzewie."
- Izabela Grabda "Odłamki" str. 255